Pierwsze, co pani Irenie rzuciło się w oczy po przeprowadzce do Leszna w 1968 roku, to wszechogarniająca zieleń, niespotykana zbyt często w miastach komunistycznych.
-Wszędzie było zielono, na każdym rogu rosły drzewka i krzewy - wspomina moja rozmówczyni.
Miasto epatowało spokojem, ciepłem i przyjazną atmosferą tak niespotykaną w tamtych czasach. Zawsze stało na uboczu dziejowych zawieruch, wydawało się więc idealnym miejscem do prowadzenia pozbawionego stresów i udręk życia.
-Tak, miasto było piękne...
Jednak pomimo niezwykłych jak na tamten okres walorów estetycznych, życie w Lesznie nie należało do najłatwiejszych. Nie było tam żadnych wyższych uczelni ani obiektów rozrywkowych. Również znalezienie pracy stanowiło niemały problem. Brakowało zakładów i obiektów oferujących zatrudnienie. Całość gospodarki miasta opierała się o kilka prywatnych sklepików i lokali, najwyraźniej nietkniętych kolektywizacją prowadzoną przez władzę. Również młodzi ludzie nie mieli lekkiego życia. Osoby chcące się kształcić musiały jeździć na uczelnię w Poznaniu oddaloną o blisko 80 kilometrów lub jeszcze dalej, do Wrocławia. Mimo to, do Leszna przybywali nowi ludzie. Co ich tam przyciągało? Prawdopodobnie przyjemny, spokojny klimat miasta i poczucie bezpieczeństwa, tak głęboko zakorzenione w jego duchu.
źródło zdjęcia: skyscrapercity.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz